Ponad rok temu, w listopadzie, w trakcie mojego pobytu w Indiach zachorowałem na Zespół Guillaina-Barrégo (GBS). To taka choroba autoimmunologiczna która atakuje układ nerwowy, w moim przypadku czterokończynowo jak to mówią lekarze, czyli prościej… poraziło mi ręce i nogi… Całkowicie. Ruchomość była dosłownie zerowa. Zero możliwości ruszania się, siadania czy codziennych czynności typu mycie, jedzenie, ubieranie itd
Pierwsze dni i objawy były dziwne.
Zaczęło się od braku czucia w palcach, takie wrażenie że palce nie maja siły i sprawności. Drugiego dnia odczuwałem ogólne zmęczenie i senność. Trzeciego dnia już sam nie wstałem z łóżka, a po przejściu kilku kroków upadłem. Nogi nie chciały mnie nieść. Obecny w aśramie szwajcarski lekarz wraz z miejscowym doszli szybko do wniosku że to podejrzenie GBS a to może skończyć się paraliżem układu oddechowego i wstrzymaniem akcji serca. Dezyzja. Natychmiastowy wyjazd do szpitala w Delhi.
Obecnie za mną już ponad rok ćwiczeń i rehabilitacji.
Ponieważ zdiagnozowano mnie szybko i podano odpowiednie leki więc rehabilitacja zaczęła się od razu. Trafiłem do bardzo dobrego, bo rządowego, szpitala w Faridabadzie. To był odpowiedni szpital i odpowiedni moment w którym tam trafiłem. Tak mogę to ocenić to z perspektywy czasu. Po przyjeździe do polski trafiłem na jeden dzień do polskiego szpitala i wrażenia z tego jednego dnia nie było za bardzo na jego korzyść.
W szpitalu w Indiach spędziłem w sumie 10 dni z czego pierwszych siedem na OIOMie, gdzie podawano mi odpowiednie leki. W tym czasie na łóżkach obok mnie zmarło kilka osób, więc wrażenia z tego pobytu, przy zagrożeniu życia, były wstrząsające i bardzo pouczające.
I czeka cię długa rehabilitacja
Powoli wracam do do pełnej sprawności, ale wciaż mam nie domagania tu i ówdzie. Trochę dłonie nie pracują tak jak trzeba, mam słabe ręce i częściowe kłopoty z nogami. To jest kwestia czasu kiedy wrócę do pełnej sprawności. Wiem o tym. Ważne ze jestem już prawie całkiem samodzielny, siadam i wstaję, jeżdżę samochodem, wchodzę i schodzę po schodach, ubieram się, myję i nawet sam się wycieram 🙂 a to duży postęp w porównaniu z byciem “jak warzywo”, albo jak ten 70 kilowy niemowlak, te kilka miesięcy temu.
W czerwcu udało mi się po raz pierwszy wsiąść na rower. Ato był nie lada wyczyn ponieważ miałem jeszcze problem z utrzymaniem równowagi, zwłaszcza na początku jazdy czyli przy wsiadaniu. Tak jest ponieważ moje łydki jeszcze nie pracują jak trzeba, ale wola jest silna we mnie więc nie poddaję się tylko pokonuję trudności.
Okazuje się, że lata brania udziału w różnego typu ekstremalnych zawodach sportowych gdzie to “pokonywanie własnych słabości” było celem uczestnictwa, przynosi teraz pozytywne owoce 🙂
Twój cel jest długofalowy.
Tym bardziej ze spotkałem kilka osób (w trakcie mojego uczestnictwa w rehabilitacji) które są w podobnej sytuacji jak ja, ale ich morale jest niskie i są w mocnej depresji z powodu choroby. Poddały się, jak by można powiedzieć. Albo jeszcze inaczej mówiąc: pokonały ich własne słabości. Tak, że dzielę się z nimi moim doświadczeniem i staram się zarazić ich pozytywnym myśleniem. I nadzieją na wyzdrowienie.
Małe sukcesy są ważne ponieważ one prowadza do sukcesu w dłuższej perspektywie czasu. Jak zapisujesz się do szkoły to wiesz, że matura czy mgr będzie za kilkanaście lat. A nie jutro. Mając taką długą, wieloletnią, perspektywę, nie przejmujesz się małymi niepowodzeniami jak jedynka na dzisiejszej lekcji. Bo wiesz, że twoja edukacja nie kończy się na dziś. Dzisiejsza lekcja jest tylko małym kroczkiem do celu.
Życie codzienne staje się inne
Choroba nie przeszkadza nawet w podróżowaniu ale sprawia że jest ono trudniejsze albo inne. Byłem w między czasie zmuszony wsiąść do samolotu. Na lotniskach mają takie specjalne ścieżki transportu dla osób na wózkach. Przy pomocy specjalnych ludzi przemieszczasz się osobnymi ścieżkami po lotnisku. Wchodzisz pierwszy i wychodzisz z samolotu jako ostatni.
Jeden z obsługujących jak się dowiedział co i jak ze mną, to powiedział, że ma znajomego który ma tą samą chorobę. I teraz po 4 latach chodzi o kulach, a jak pisze na komputerze to maksymalnie 2 godziny bo się męczy. Był bardzo zdziwiony po tym jak dowiedział się, że ja jestem w takim dobrym stanie po tych 6 miesiącach. Stwierdziłem, że jego chorobę zdiagnozowano późno i nie przeszedł dobrej i konsekwentnej rehabilitacji.
A tu krótki film z pierwszych dni:
ciąg dalszy nastąpi
Hari Om Tat Sat
Krysznakirtan
(wyświetleń: 4499)
Trackbacki/Pingbacki